Pora zacząć działać
Czy Ty też tak masz, że usilnie próbujesz coś zrobić... mielisz, mielisz w swojej głowie tysiąc koncepcji na realizację, aż w końcu dochodzisz do wniosku, że żaden z nich nie będzie wystarczający i ostatecznie wszystko obraca się w pył, pozostawiając jedynie suchy nalot w Twojej głowie? Starania staraniami, ale w ostateczności liczy się wynik. Wynik, który jest skutkiem procesu. Procesu, który tworzysz w swojej głowie. Tego, który rośnie pod wpływem czasu coraz mocniej i mocniej, wywołując w Tobie różne emocje... Od radości... po rozczarowanie.
A przecież oboje wiemy, że chcesz.
Inaczej nie dotarłbyś aż tutaj ;)
W czym tkwi problem? Za dużo ambicji? Za duże oczekiwania wobec samego siebie? Za mało pewności, czy to byłoby wystarczająco dobre?
Choć wiem, że żadna ze mnie pisarka, choć kiedyś potrafiłam dobrze ująć w słowa to, co chcę powiedzieć zdaję sobie sprawę, że wszystko jest kwestią... treningu.
Ale nie treningu jednorazowego, lecz systematycznego.
Tak to już jest w świecie, że jeśli chce się coś w życiu osiągnąć trzeba.. ćwiczyć, ćwiczyć, ćwiczyć.
Niby oczywiste, a jednak nie tak łatwo jest spiąć się w sobie i z uporem maniaka dążyć do postanowionego sobie celu. Można tłumaczyć się, że otoczenie nie pomaga, kiedy próbując schudnąć inni podsyłają Ci różne pokusy. Że wieczorem, gdy nadchodzi zaplanowana pora, Ty jesteś na tyle zmęczona po całym dniu, że nie masz już ochoty na trening i wykonanie kilku prostych ćwiczeń. Możesz tłumaczyć się, że przecież nie potrzebujesz codziennie powtarzać i uczyć się tych kilkunastu słówek i zwrotów z języka obcego, aby skutecznie poszerzyć swój zasób wiedzy. Możesz tłumaczyć się, że nie masz siły, czasu bądź zrzucić winę na wszystkich wokół.
Ale ostatecznie wynik będzie jeden. Rozczarowanie, że znowu nie udało Ci się czegoś porządnie doprowadzić do końca. Wyrzuty sumienia i to prześladujące Cię wrażenie, że nigdy tego nie osiągniesz.
A co chyba najgorsze ze wszystkiego - ciągłe pragnienie czegoś więcej, które za nic nie daje się zaspokoić. A w zasadzie to Ty mu nie dajesz. Sam siebie sprowadzasz do stanu, w którym tkwisz.
I wiesz co?
Jest na to sposób.
Jest wyjście z sytuacji.
Co więcej... jest to bardzo prosty krok, a zarazem... Ty sam wiesz, co mam na myśli.
Ty jesteś wyjściem. Jedynym i najlepszym pilotem i panem sytuacji.
To Ty decydujesz i masz wpływ na to, co się stanie. Masz dokładnie tyle szans, na ile sam sobie pozwolisz.
Ale żeby to zrobić potrzebujesz motywacji.
Tak, wiem. Tobie to nie wystarczy.
A wiesz dlaczego? Ja wiem.
Bo ogarnia Cię lęk.
Lęk przed porażką. Lęk przed wysiłkiem. Lęk przed bólem. Lęk przed odrzuceniem.
Lęki i fobie. Totalnie bezsensu, ale jednak dręczą duszę. Bo jesteśmy ludźmi, ot po prostu.
Jedni trochę mniej wrażliwi, drudzy trochę bardziej. Jedni się przejmują, drudzy nie.
I dobrze, masz prawo do lęku.
Ale czy warto mu się oddawać i być jego niewolnikiem?
Przecież dobrze wiesz, że jesteś wystarczająco przygotowany na to, by go pokonać :)
Jesteś wystarczająco silny na to, by go przezwyciężyć.
Zapomnij o nim. Odłóż go na chwilę. Spójrz na niego z boku. Czy naprawdę jest taki wielki?
Pomyśl sobie.. jak cudownie będziesz się czuć, gdy go zignorujesz.
To Ty decydujesz o tym, co z nim zrobisz. Wszystko zależy od Twojej decyzji.
Ja w Ciebie wierzę. Ja też mam różne lęki. Codziennie z nimi walczę. Codziennie decyduję, kto tu rządzi. I wiesz co? To ja tu rządzę. Ja, a nie one.
I od tego się zaczyna. Jeśli też to zrobisz - to będzie Twoje pierwsze zwycięstwo.
No bo.. powiedz mi.
Co byś zrobił, gdybyś się dowiedział... że się uda?
Dobra wiadomość jest taka, że tak.. uda się.
Ale mam też drugą wiadomość... to, jak będzie, zależy od Ciebie.
Ja w Ciebie wierzę i wiem, że jesteś zdolną bestią.
Wiem, że jak czegoś chcesz - zdobędziesz to.
Uda Ci się.
Wiesz dlaczego? (bo ja tak mówię :D)
Bo jesteś dzieckiem Boga.
A Bóg, który uczynił Cię na swoje podobieństwo, jest wszechmogący.
Nie, to nie oznacza, że możesz też, tak samo jak on stwarzać i rządzić światem, nie nie :D
ALE Ty również
MOŻESZ WSZYSTKO.
Jeśli tylko chcesz.. :)
Jedni trochę mniej wrażliwi, drudzy trochę bardziej. Jedni się przejmują, drudzy nie.
I dobrze, masz prawo do lęku.
Ale czy warto mu się oddawać i być jego niewolnikiem?
Przecież dobrze wiesz, że jesteś wystarczająco przygotowany na to, by go pokonać :)
Jesteś wystarczająco silny na to, by go przezwyciężyć.
Zapomnij o nim. Odłóż go na chwilę. Spójrz na niego z boku. Czy naprawdę jest taki wielki?
Pomyśl sobie.. jak cudownie będziesz się czuć, gdy go zignorujesz.
To Ty decydujesz o tym, co z nim zrobisz. Wszystko zależy od Twojej decyzji.
Ja w Ciebie wierzę. Ja też mam różne lęki. Codziennie z nimi walczę. Codziennie decyduję, kto tu rządzi. I wiesz co? To ja tu rządzę. Ja, a nie one.
I od tego się zaczyna. Jeśli też to zrobisz - to będzie Twoje pierwsze zwycięstwo.
No bo.. powiedz mi.
Co byś zrobił, gdybyś się dowiedział... że się uda?
Dobra wiadomość jest taka, że tak.. uda się.
Ale mam też drugą wiadomość... to, jak będzie, zależy od Ciebie.
Ja w Ciebie wierzę i wiem, że jesteś zdolną bestią.
Wiem, że jak czegoś chcesz - zdobędziesz to.
Uda Ci się.
Wiesz dlaczego? (bo ja tak mówię :D)
Bo jesteś dzieckiem Boga.
A Bóg, który uczynił Cię na swoje podobieństwo, jest wszechmogący.
Nie, to nie oznacza, że możesz też, tak samo jak on stwarzać i rządzić światem, nie nie :D
ALE Ty również
MOŻESZ WSZYSTKO.
Jeśli tylko chcesz.. :)
A przecież oboje wiemy, że chcesz.
Inaczej nie dotarłbyś aż tutaj ;)
No to.. gdzie jest ta cała motywacja?
Motywacja, mój Drogi czytelniku, to w ogóle nic innego jak kop w tyłek, który pcha Cię w stronę celu.
Znam kilka sposobów na to, jak skutecznie motywować się do działania.
Warto, żebyś i Ty je poznał i zaczął stosować.
Wystarczy otworzyć internety.
Tak, właśnie. Wujek google pomoże.
A tak btw - zabawne, ale ostatnio odkryłam, że jestem starsza od Google :))
Prawdopodobnie Ty też... beka, co?
Wracając do tematu. Są ludzie, którym opisanie takich metod motywacji wyszło lepiej, niż mi.
Polecam więc udać się tutaj:
klik po raz pierwszy
klik po raz drugi
i obejrzeć to:
i to:
A następnie po prostu zacząć działać.
Moimi sposobami, jednymi z wielu, jest porozpisywanie celów na karteczkach i porozlepianie ich po pokoju w różnych miejscach.
W ogóle warto zacząć od czystej kartki i długopisu lub/i kolorowych pisaków.
Rozpisujesz co chcesz osiągnąć. Możesz dodać kiedy, ale jak dla mnie czas jest najmniej istotny. Ważne, żeby w ogóle go osiągnąć.
Potem piszesz dlaczego chcesz to osiągnąć.. i co Ci to da. ;)
Ważne jest, żebyś wiedział.. do czego i dlaczego w zasadzie dążysz do swego celu.
Wypisz sobie wszystko i czytaj, przypominaj sobie o tym. Myśl o tym.
Na przykład ja wieszam sobie takie karteczki z motywacyjnymi słowami: nad biurkiem, na monitorze komputera, na skośnej ścianie koło łóżka, na lustrze, na regale z książkami, w szafie i na jej drzwiach... wszędzie tam, gdzie sięgają me oczy.
Dodatkowo ustawiam sobie specjalny alarm w telefonie, który przypomina mi o tym i owym, na co i kiedy poświęcić chcę swój cenny czas.
Czasem mówię o tym moim bliskim.. z prośbą, aby co jakiś czas sprawdzali, jak mi idą moje zamierzenia i starania ;)
Co prawda.. robisz to dla siebie, ale czasem taka zewnętrzna motywacja też pomaga się zdyscyplinować.
Lubię stosować też zasadę behawioralną - nagród i kar. Zlecam sobie małe misje i za ich wypełnienie stosuję małe nagrody, albo kary, zależy od rezultatu.
Zabawne, czy nie, ale przykładowo - za wytrzymanie tygodnia bez słodyczy - mogę sobie zjeść batonika (y). Za zrzucenie 5 kg kupuję sobie sukienkę/spódnicę/cokolwiek ładnego. ;)
Za tydzień/miesiąc przebytych ćwiczeń, np. jeden z sześciu bloków treningowych A6W - idę do kina/teatru/opery... to może być cokolwiek.
I tak dalej. Pomysłów może być masa, wszystko zależy od Ciebie. Sam siebie znasz najlepiej.
Szczerze?
Jeszcze nie wiem kogo chciałam tym postem zmotywować bardziej - Was, czy siebie.
Ale mam nadzieję, że komukolwiek pomogłam, a przynajmniej dałam do myślenia.
Bo od myśli zaczyna się wszystko.
"Na początku było SŁOWO"
Buziaki, trzymajcie się swoich portek! :))
Bądźcie odważni i silni!
Nie dajcie się porwać nocy :*
Linka.
Warto, żebyś i Ty je poznał i zaczął stosować.
Wystarczy otworzyć internety.
Tak, właśnie. Wujek google pomoże.
A tak btw - zabawne, ale ostatnio odkryłam, że jestem starsza od Google :))
Prawdopodobnie Ty też... beka, co?
Wracając do tematu. Są ludzie, którym opisanie takich metod motywacji wyszło lepiej, niż mi.
Polecam więc udać się tutaj:
klik po raz pierwszy
klik po raz drugi
i obejrzeć to:
i to:
A następnie po prostu zacząć działać.
Moimi sposobami, jednymi z wielu, jest porozpisywanie celów na karteczkach i porozlepianie ich po pokoju w różnych miejscach.
W ogóle warto zacząć od czystej kartki i długopisu lub/i kolorowych pisaków.
Rozpisujesz co chcesz osiągnąć. Możesz dodać kiedy, ale jak dla mnie czas jest najmniej istotny. Ważne, żeby w ogóle go osiągnąć.
Potem piszesz dlaczego chcesz to osiągnąć.. i co Ci to da. ;)
Ważne jest, żebyś wiedział.. do czego i dlaczego w zasadzie dążysz do swego celu.
Wypisz sobie wszystko i czytaj, przypominaj sobie o tym. Myśl o tym.
Na przykład ja wieszam sobie takie karteczki z motywacyjnymi słowami: nad biurkiem, na monitorze komputera, na skośnej ścianie koło łóżka, na lustrze, na regale z książkami, w szafie i na jej drzwiach... wszędzie tam, gdzie sięgają me oczy.
Dodatkowo ustawiam sobie specjalny alarm w telefonie, który przypomina mi o tym i owym, na co i kiedy poświęcić chcę swój cenny czas.
Czasem mówię o tym moim bliskim.. z prośbą, aby co jakiś czas sprawdzali, jak mi idą moje zamierzenia i starania ;)
Co prawda.. robisz to dla siebie, ale czasem taka zewnętrzna motywacja też pomaga się zdyscyplinować.
Lubię stosować też zasadę behawioralną - nagród i kar. Zlecam sobie małe misje i za ich wypełnienie stosuję małe nagrody, albo kary, zależy od rezultatu.
Zabawne, czy nie, ale przykładowo - za wytrzymanie tygodnia bez słodyczy - mogę sobie zjeść batonika (y). Za zrzucenie 5 kg kupuję sobie sukienkę/spódnicę/cokolwiek ładnego. ;)
Za tydzień/miesiąc przebytych ćwiczeń, np. jeden z sześciu bloków treningowych A6W - idę do kina/teatru/opery... to może być cokolwiek.
I tak dalej. Pomysłów może być masa, wszystko zależy od Ciebie. Sam siebie znasz najlepiej.
Szczerze?
Jeszcze nie wiem kogo chciałam tym postem zmotywować bardziej - Was, czy siebie.
Ale mam nadzieję, że komukolwiek pomogłam, a przynajmniej dałam do myślenia.
Bo od myśli zaczyna się wszystko.
"Na początku było SŁOWO"
Buziaki, trzymajcie się swoich portek! :))
Bądźcie odważni i silni!
Nie dajcie się porwać nocy :*
Linka.
Komentarze
Prześlij komentarz